Po długiej
absencji, bynajmniej nie spowodowanej abstynencją, znów zaglądam tu w ramach
winnych wtorków, tym razem na południe Francji zaprosił nas Winniczek, a moja butelka ktora
przeleżała dosyc dugo w schowku i wreszcie ujrzała dzienne światło, była prezentem od
Kuby z Czerwone czy Białe.
Saint Peray jest
mało znaną apelacją na samym południu Północnej Doliny Rodanu, zajmuje 60 ha i
obsadzone jest tylko białymi winogronami – Marsanne i Rousanne. Produkuje się
tu w dużej części wina musujące, ale Hirotake Ooka kupując winnice w 1997 r.
postawił na wina spokojne, w dodatku produkowane naturalnie. Domaine de la
Grande Colline to właściwie dosłowne tłumaczenie jego nazwiska, Oo to po
japońsku wielki, a Oka to wzgórze. Czyli wielkie wzgórze. Ale nazwa ma jeszcze
inne znaczenie – Hirotake uprawia również winorośle na wielkim i bardzo stromym
wzgórzu w apelacji Cornas.
Używa naturalnych
drożdży i nie dodaje nic co mogłoby przyspieszyć gotowość wina do spożycia. Nie
dodaje SO2, przez co wino musi samo przejść cały proces fermentacji, aby jak
najlepiej się ustabilizowało, fermentacja malolaktyczna przebiega w tym samym
czasie.
2008 był deszczowym
rokiem dla Hirotake zbiory były mniejsze, ale jest zadowolony z rezultatu. Ja
też, bo Sarl la Grande Colline St Peray 2008 jest winem złożonym i ciekawym.
Pierwszą rzeczą
doslownie rzucajacą się w oczy jest kolor wina, a raczej brak przejrzystości.
Przyzwyczajeni do klarownych, filtrowanych win przeczuwamy, że gdy coś w winie
pływa to coś jest nie tak. W tym wypadku osad faktycznie spowodowany brakiem
odfiltrowania części martwych drożdży, lub innych drobin, nic winu nie ujął. W
nosie bardzo „naturalne” czyli nadpsute jabłka, nieco utlenione. Ale też
przyprawy i zioła. W ustach cieszy dobra kwasowość, której potrzeba by podnieść
owoc i nie zakrywać wina goryczą. Było tam i
masło i biały pieprz, skojarzyło mi się też z serem gouda.
Zdecydowałam się
nie dekantować, aby było też naturalnie i radykalnie, ale zbliżając się do
końca butelki wino stawało się nie tylko ciemniejsze, ale też gorzkie i mniej harmonijne.
Świetnym akcentem na zakończenie jest dość długi
ciastkowo- kwaskowy finisz.
Podobno nowsze
okazy, te z 2009 i 2010 są jeszcze lepsze. Odkąd Hirotake ma własną winnice
oczywiście uprawia ją organicznie i bez użycia pestycydów, ale była tak zniszczona
przez poprzednich właścicieli, że potrzebowała dekady aby się zregenerować.
Chciałabym zatem zdobyć nowszy rocznik i skosztować. Niestety około 70 % jego
produkcji wysyłanych jest do Japonii, co czyni to wino dość rzadkim na rynku
europejskim.
Korzystałam w dużej
części z bloga:
a tu inni wtorkowicze:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz