17.7.13

Winne wtorki #54 : Saint Peray 2008


Po długiej absencji, bynajmniej nie spowodowanej abstynencją, znów zaglądam tu w ramach winnych wtorków, tym razem na południe Francji zaprosił nas Winniczek, a moja butelka ktora przeleżała dosyc dugo w schowku i wreszcie ujrzała dzienne światło, była prezentem od Kuby z Czerwone czy Białe. 
 
Saint Peray jest mało znaną apelacją na samym południu Północnej Doliny Rodanu, zajmuje 60 ha i obsadzone jest tylko białymi winogronami – Marsanne i Rousanne. Produkuje się tu w dużej części wina musujące, ale Hirotake Ooka kupując winnice w 1997 r. postawił na wina spokojne, w dodatku produkowane naturalnie. Domaine de la Grande Colline to właściwie dosłowne tłumaczenie jego nazwiska, Oo to po japońsku wielki, a Oka to wzgórze. Czyli wielkie wzgórze. Ale nazwa ma jeszcze inne znaczenie – Hirotake uprawia również winorośle na wielkim i bardzo stromym wzgórzu w apelacji Cornas.
Używa naturalnych drożdży i nie dodaje nic co mogłoby przyspieszyć gotowość wina do spożycia. Nie dodaje SO2, przez co wino musi samo przejść cały proces fermentacji, aby jak najlepiej się ustabilizowało, fermentacja malolaktyczna przebiega w tym samym czasie.

 
 
2008 był deszczowym rokiem dla Hirotake zbiory były mniejsze, ale jest zadowolony z rezultatu. Ja też, bo Sarl la Grande Colline St Peray 2008 jest winem złożonym i ciekawym.
Pierwszą rzeczą doslownie rzucajacą się w oczy jest kolor wina, a raczej brak przejrzystości. Przyzwyczajeni do klarownych, filtrowanych win przeczuwamy, że gdy coś w winie pływa to coś jest nie tak. W tym wypadku osad faktycznie spowodowany brakiem odfiltrowania części martwych drożdży, lub innych drobin, nic winu nie ujął. W nosie bardzo „naturalne” czyli nadpsute jabłka, nieco utlenione. Ale też przyprawy i zioła. W ustach cieszy dobra kwasowość, której potrzeba by podnieść owoc i nie zakrywać wina goryczą. Było tam i  masło i biały pieprz, skojarzyło mi się też z serem gouda.
Zdecydowałam się nie dekantować, aby było też naturalnie i radykalnie, ale zbliżając się do końca butelki wino stawało się nie tylko ciemniejsze, ale też gorzkie i mniej harmonijne. Świetnym akcentem na zakończenie jest dość długi ciastkowo- kwaskowy finisz.

 
Podobno nowsze okazy, te z 2009 i 2010 są jeszcze lepsze. Odkąd Hirotake ma własną winnice oczywiście uprawia ją organicznie i bez użycia pestycydów, ale była tak zniszczona przez poprzednich właścicieli, że potrzebowała dekady aby się zregenerować. Chciałabym zatem zdobyć nowszy rocznik i skosztować. Niestety około 70 % jego produkcji wysyłanych jest do Japonii, co czyni to wino dość rzadkim na rynku europejskim.


Korzystałam w dużej części z bloga:

 
 
a tu inni wtorkowicze:
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz